W 312. Warszawskiej Pielgrzymce Pieszej na Jasną Górę z paulińskiego sanktuarium wyruszyło 2300 osób. Na szlaku dołączą do nich kolejni.
Ksiądz Krzysztof Ukleja, proboszcz parafii Najczystszego Serca Maryi Panny na pl. Szembeka, nie może sobie przypomnieć, który raz wędruje przed oblicze Jasnogórskiej Madonny.
- To może być 55. albo 56. raz. Można powiedzieć, że chodzę nałogowo, ale to dla mnie i dla mojego duchowego krwioobiegu bardzo ważne. Tak naprawdę rok rozpoczyna się dla mnie dopiero 6 sierpnia, kiedy ruszam na jasnogórski szlak. Wracam z niego nowo narodzony, mimo całego zmęczenia i nie tylko duszpasterskiego wysiłku - przyznaje przewodnik grupy piątej, której patronuje bł. Carlo Acutis. Księdza Ukleję można rozpoznać po charakterystycznym słomkowym kapeluszu.
Wśród pielgrzymów dominują weterani, ale udaje się znaleźć także kogoś, kto dopiero rozpoczyna tę przygodę.
- Biegam półmaratony, więc mam nadzieję, że uda się dojść na Jasną Górę bez szwanku - deklaruje Wojciech Szubert, który na paulińską pielgrzymkę przyjechał z Poznania. Szczerze wyznaje, że nie jest zbyt gorliwy religijnie. Pielgrzymka ma być dla niego okazją do wejścia w głąb siebie, spędzenia czasu inaczej niż dotychczas, odpoczynku od życiowej szamotaniny. - Marzyłem o pielgrzymce od dawna. Może ta droga coś we mnie zmieni? - zastanawia się 46-latek.
Właśnie mija go Stanisław Barszcz. Na ramieniu niesie chorągiew parafii Jeziórka.
- Już nie dam rady iść, ale wędrowałem na Jasną Górę 32. razy. Ostatni raz byłem, gdy skończyłem 84 lata, czyli pięć lat temu - mówi. Chce tylko pożegnać znajomych z parafii i dodać im otuchy. - Pielgrzymka daje ducha wytrwałości i wiary. Gdy spojrzy się, ile człowiek może pokonać, to nabiera nadziei, że wszystko inne też z Bożą pomocą uda się przezwyciężyć - mówi doświadczony pielgrzym.