Msza św. w intencji beatyfikacji Jánosa Esterházyego, węgiersko-polskiego kandydata na ołtarze.
Na początku Eucharystii ks. prałat Jacek Kozub, proboszcz parafii bł. Władysława z Gielniowa, powitał zgromadzonych i odczytał okolicznościowy list metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza, w którym hierarcha podkreślił, że życie Jánosa Esterházyego jest dla nas „dzisiaj pięknym przykładem, jak można nawet w trudnych czasach wojennych, naznaczonych nienawiścią i przemocą, okazać chrześcijańską miłość i stać się świadkiem nadziei dla opuszczonych i prześladowanych”. „Całe jego życie było wypełnieniem słów, które często i chętnie powtarzał: »Naszym znakiem jest krzyż«. W tajemnicy krzyża Jezusa Chrystusa znalazł klucz do zrozumienia najgłębszego sensu ludzkiego istnienia oraz moc w znoszeniu prześladowań i cierpienia” – napisał metropolita warszawski.
Na początku homilii bp Michał Janocha porównał postacie Jánosa Esterházyego i kard. Stefana Wyszyńskiego, zaznaczając, że dzielił ich wielki dystans społeczny i polityczny. János urodził się w monarchii austro-węgierskiej, w rodzinie arystokratycznej o wielkich tradycjach. Był synem węgierskiego magnata i polskiej hrabiny. Z kolei Stefan przyszedł na świat w rodzinie chłopskiej jako syn organisty.
– Tak mogłaby się zaczynać książka o dwóch wielkich bohaterach narodów węgierskiego i polskiego. Może ktoś taką książkę napisze. Obu łączyła głęboka wiara w Chrystusa, zawierzenie Matce Bożej, wierność Kościołowi i głębokie umiłowanie ojczyzny – mówił bp Michał Janocha.