Tę historię Jerzy opowiedział tylko "Gościowi Niedzielnemu". Lekarze nie mogli uwierzyć, że ktoś, kogo reanimowali przez 1,5 godziny, po czterech dniach wstał o własnych siłach.
Po trzech dniach w śpiączce, w trakcie nowenny w Laskach i modlitewnego szturmu w Krakowie, Jerzy odzyskał świadomość. Czwartego dnia stanął o własnych siłach, wprawiając lekarzy i innych pacjentów w osłupienie. Ordynator stwierdził, że musi mieć niezłego orędownika w niebie.
– Jestem absolutnie przekonana, że wyzdrowienie Jurka miało miejsce dzięki interwencji matki Czackiej – mówi s. Judyta, dziś przełożona generalna Franciszkanek Służebnic Krzyża.
– Po wybudzeniu cały czas się śmiał, a ja w swoim przerażeniu i radości pytałam lekarza dyżurnego, czy tak mu już zostanie. „Niech się pani cieszy, że w ogóle się obudził” – usłyszałam – wspomina Elżbieta.
Każdy dzień przynosił spektakularną poprawę. Po pięciu dniach od wypadku na oddziale intensywnej opieki medycznej pacjenta ponownie skierowano do Łańcuta, na oddział wewnętrzny, na dalsze leczenie. To wtedy zobaczył go ponownie doktor, który go reanimował. 5 sierpnia wypisał go do domu, mówiąc jeszcze, by czym prędzej nawiedził Jasną Górę. Najlepiej na kolanach.