Pracownia Gustawa Zemły na Woli wygląda jak najpiękniejsza kaplica. Święte postacie wypełniają każdy skrawek podłogi, półki, parapety. Rzeźbiarz przychodzi tu codziennie, przechadza się między Janem Pawłem i Matką Teresą. Patrzy im w oczy, rozmawia jak z przyjaciółmi.
Zanim jednak urodzony w Jasienicy Rosielnej na Rzeszowszczyźnie artysta przystąpił do monumentalnych dzieł, spod jego dłuta wychodziły mniejsze formy. Jak praca dyplomowa na warszawskiej ASP - Pieta - powstała w 1957 r. Potem Kazimierz Gustaw Zemła rzeźbił terakotowe postacie Jana Chrzciciela, figurki zatytułowane „Macierzyństwo” i inspirowane antykiem „Porwanie Europy”.
- Lubię niedokończone zamysły: niepełne, może nieudolne, ale szczere. Czasem człowiek zbyt dużo wie. Niekiedy trzeba tę całą profesjonalność odrzucić, poddać się duchowi, nastrojowi, by powstało coś nowego, niepoprawnego. Bez intuicji twórczość nie ma sensu – mówi Gustaw Zemła, przyznając że najtrudniej tworzyć na zamówienie. Łatwo wtedy o schlebianie komuś. A rzeźba musi oddawać prawdę, by to co powstaje pod palcami, było zgodne przede wszystkim z własnym przekonaniem. Rzeźba jest jak życie: czasem pojawią się w niej rysy, pęknięcia, wklęsłości i niedoskonałości. Ale tylko prawdziwa potrafi zachwycić.
To samo prof. Kazimierz Gustaw Zemła mówił studentom Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w której wykładał od 1958 r.