Edukacyjna sesja wykładowa, poświęcona życiu i niezwykłej spuściźnie obojga kandydatów na ołtarze - matki Elżbiety Róży Czackiej i kard. Stefana Wyszyńskiego, odbyła się w Domu Arcybiskupów Warszawskich.
S. Radosława Podgórska FSK, zaangażowana przy procesie beatyfikacyjnym m. Elżbiety Róży Czackiej opisała założycielkę zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża jako apostołkę ociemniałych i oddalonych od Boga.
- Straciła wzrok, gdy świat zaczął się jej podobać. To pierwsza chwila, gdy mogłaby się obrazić na Pana Boga, powiedzieć: "Non serviam", ale Róża na trzy dni (co ma wymiar symboliczny) zamknęła się w pokoju, by doświadczyć śmierci dla świata, wyjść i powiedzieć, że teraz będzie już żyć inaczej. To kompletne przewartościowanie: przejście od życia arystokratycznego do życia służebnego. Modliła się przy tym słowami z książeczki "Naśladowanie Chrystusa": "Panie, niech mi to będzie możliwe, przez łaskę Twoją, co mi się przez ułomność natury niepodobnym być wydaje". Gdy natura mówi „to niemożliwe”, łaska Boża obdarza mocą ducha i pozwala odnaleźć szczęście w nieszczęściu. Zmagała się z tym cała rodzina, ukrywała fakt utraty wzroku przez Różę. Ona natomiast pamiętała słowa dr. Gepnera: "Niech hrabianka zajmie się niewidomymi, którymi w Polsce nikt się nie zajmuje”. Nie zatrzymywała się więc na własnym krzyżu - relacjonowała s. Radosława Podgórska, podkreślając, że po części każdy z nas jest od strony duchowej niewidomy.
Utrata wzroku, która wydawała się nieszczęściem przekreślającym wszelkie plany, matka Czacka wykorzystała jako szansę. Przypomniał, że polska arystokratka przez 10 lat przygotowywała się do pracy z niewidomymi poprzez osobiste kształcenie się w kraju i za granicą. W 1908 roku rozpoczęła pracę z niewidomymi i zaangażowała się w pracę charytatywną w Warszawie. Matka Czacka nie chciała jednak tworzyć kolejnego przytułku. Nie chciała, by osoba niewidoma traktowana była przez siebie i innych jak żebrak, niezdolny do pracy, który oczekuje współczucia i pomocy. Pragnęła, by niewidzący mogli się uczyć i usamodzielniać, tak, by zdobyć wykształcenie, zawód i pracę.
- Matka po wielu latach mówiła: "Pragnęłam niewidomym dać szczęście wiary, której zawdzięczałam przyjęcie ślepoty z poddaniem się woli Bożej". Nie pozostawała tylko na etapie przyjęcia ślepoty w duchu wiary. Niewidoma apostołka zaprosiła osoby niewidome, aby stały się apostołami osób oddalonych od Boga, osób oddalonych duchowo. Były to często osoby, które przyjeżdżały do Lasek dzięki posłudze Sługi Bożego o. Korniłowicza. Widząc posługę Matki Czackiej pytały, skąd w tej niewieście jest tyle siły. Matka nie zrobiła, można powiedzieć, niczego spektakularnego, żadnego wielkiego działania na rzecz osób oddalonych od Boga, ale zawsze znalazła czas, nawet kosztem swojej modlitwy, by wysłuchać drugą osobę. Wiele osób wspomina, jak patrzyła na swojego rozmówcę swoimi niewidomymi oczyma: mieli wrażenie, że przez swoją ciemność i relację z Panem Bogiem, widzi człowieka o wiele jaśniej, niż wzrokiem fizycznym. Tą postawą, jak Maria Magdalena, przekazywała wiadomość o Zmartwychwstaniu Pana i jego obecności w życiu każdego człowieka. Swoim życiem ukazywała, że jeżeli pozwolimy, aby Jezus zmartwychwstawał w naszych ciemnościach fizycznych i duchowych, to otworzy On w nas perspektywę dostrzegania świata i wydarzeń w odnowionym świetle - mówiła s. Radosława Podgórska.