O swojej wierze pisał wierszami. Prostymi, żeby trafiły do profesora i pięcioletniego szkraba. 15 lat temu odszedł ks. Jan Twardowski.
– Przez całe życie czułem i do tej pory w to wierzę, że Ktoś mnie prowadzi. Nie są mi potrzebne żadne dowody, to moja wiara i niewidzialny Bóg – mówił ksiądz-poeta, którego piętnasta rocznica śmierci mija dziś.
Poeta naiwności i ksiądz najpowszedniejszego realizmu. Ks. Jan Twardowski wierzył, że świat idzie ku dobremu, choć polemistów wobec takiej tezy znalazłby pewnie całe zastępy. Na szczęście rzesze tych, którzy uwielbiają prostotę i trafność spostrzeżeń zmarłego 18 stycznia 2006 r. kapłana z Krakowskiego Przedmieścia, są chyba znacznie większe.
Ks. Jan Twardowski urodził się 1 czerwca 1915 roku w Warszawie. Po wojnie wydał m.in. tomy: "Wiersze" (1959), "Znak ufności" (1970) - tom, który przyniósł poecie dużą popularność, "Zeszyt w kratkę. Rozmowy z dziećmi i nie tylko s z dziećmi" (1973), "Niebieskie okulary" (1980), "Który stwarzasz jagody" (1983), "Na osiołku" (1986), "Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1939-85" (1986), "Sumienie ruszyło" (1989), "Niecodziennik" (1991), "Nie martw się" (1992), "Wiersze" (1993). Zmarł w szpitalu przy ul. Banacha w otoczeniu rodziny i przyjaciół.
- Cenię wielką teologię, ale moja wiara jest bardzo prosta: jest pokładaniem nadziei w Jezusie Chrystusie. Wiem, że On jest tym jedynym, który nie zawiedzie. Chrystus uratował nas od rozpaczy, ukazał sens naszemu życiu, śmierci, miłości. Tę radosną nowinę dobrze jest przekazywać w dzisiejszym zagubionym świecie - przyznawał.