70 lat temu powstała parafia w Izabelinie. Ksiądz Aleksander Fedorowicz był jej pierwszym proboszczem. Ludzie wierzą, że świętym...
Kiedy ks. Fedorowicz pojawił się w Izabelinie, miał jedną walizeczkę osobistych rzeczy. Ale prawdopodobnie w jeszcze mniejszą można by go spakować w podróż do domu Ojca. Wszystko by oddał biednym. Siostry, które posługiwały na plebanii, nieraz robiły wyrzuty proboszczowi: więcej wody do zupy już się dolać nie da. Kolejnej łaty na ubraniu też naszyć nie można. Podobnie jak na jego podziurawionych gruźlicą płucach. Na grobie, w centrum cmentarza, zapisano w 1965 r. niewiele słów. "Bóg jest miłością" - to była nie tylko dewiza jego życia, ale jego codzienny chleb.
Ks. Fedorowicz mawiał, że "w Izabelinie nic ciekawego nie ma, tylko Msza św.". Msza św. była dla niego najważniejsza, w ofierze Chrystusa uobecnianej w Eucharystii widział źródło życia Kościoła. Całe duszpasterstwo i katechezę organizował wokół niej. Był polskim prekursorem soborowego ducha w dziedzinie odnowy liturgii mszalnej - tylko tu ołtarz stał od początku ustawiony "do ludu". archwwa.plWąskie metalowe łóżko, stara szafa, mała umywalka, brewiarz, okulary i wytarta sutanna. Pokoik ks. Fedorowicza w Izabelinie nie zmienił się od pół wieku. Podobnie jak opinia o jego świętości. Minęło 70 lat od powołania ks. Fedorowicza na proboszcza nowo erygowanej parafii św. Franciszka z Asyżu w Izabelinie. Kapłan stworzył tę parafię od postaw na prośbę prymasa Stefana Wyszyńskiego, który miał do niego ogromne zaufanie. Ludzie widzieli w swoim proboszczu nie tylko przewodnika duchowego, ale również ojca i przyjaciela.
Ponad 70 lat temu ks. Fedorowicz przyjechał do podwarszawskich Lasek na zaproszenie ks. Władysława Korniłowicza, ówczesnego opiekuna duchowego zakładu dla dzieci niewidomych. Tu spotkał się z prymasem Wyszyńskim, który zaprosił do siebie kilku księży, w tym braci księży Aleksandra i Tadeusza Fedorowiczów. Prymas powiedział, że chce utworzyć nową parafię na skraju Puszczy Kampinoskiej, a później zapytał kapłanów, który zgodziłby się zostać jej proboszczem. "Chyba ja, ojcze..." - odezwał się cicho ks. Ali. Jako dziecko podobnie zareagował na pytanie matki, czy któryś z jej synów zostanie księdzem - wysunął się wtedy przed starszych braci i nieśmiało powiedział: "Chyba ja, mamo...".
Ali urodził się, jako przedostatnie z 9 dzieci Aleksandra i Zofii z Kraińskich, 16 czerwca 1914 r. w Klebanówce na Podolu (Kresy Wschodnie). Dorastał otoczony piękną przyrodą i w rodzinie, gdzie miłość niosła za sobą nie tylko ciepło, ale jasny przekaz mądrości dotyczącej Boga, świata, sensu życia i ludzi. Ali był cichy i uśmiechnięty, służba bardzo go lubiła i wszyscy przewidywali, że zostanie księdzem, a później może nawet biskupem.