70 lat temu powstała parafia w Izabelinie. Ksiądz Aleksander Fedorowicz był jej pierwszym proboszczem. Ludzie wierzą, że świętym...
Podobno już samo patrzenie na ks. Aleksandra przy ołtarzu było jak modlitwa. "Gdy mówił, tyle było pokory, miłości i uwielbienia w samym wyrazie twarzy, że się wprost czuło wyraźną obecność Boga. Zwykle zaczynał mówić - niepewnie, nieśmiało - korzył się sam przed majestatem Boga, a potem ogarniała go coraz większa fala miłości i tę miłość chciał przelać w serca wszystkich. Z jasnym, jakże dobrym, uroczym, chłopięcym uśmiechem chciał wszystkim pokazać Boga i prosił, prosił o miłość - prosił o zawierzenie Jedynej Miłości, o zawierzenie Bogu” - wspomina s. Olga Kańska.
Izabelin dzięki ks. Alemu stał się też centrum życia liturgicznego, do którego przyjeżdżali nieraz księża i świeccy z bardzo daleka. Sam proboszcz bardzo niechętnie opuszczał parafię. Czynił to tylko dla innych obowiązków duszpasterskich bądź zdrowotnych. W listopadzie 1959 r. zachorował na nowotwór węzłów chłonnych.
Uśmiech nie znikał jednak z jego twarzy. "Charakterystyczne było dla ks. Aleksandra to, że gdy odprawiał Mszę św. i miał zacząć kazanie, przez chwilę spoglądał na wiernych w Kościele z serdecznym uśmiechem - dopiero potem zaczynał mówić. Każdy z obecnych był w zasięgu tego spojrzenia i uśmiechu" - wspomina Zofia Wyrzykowska. Ujmujący uśmiech stał się nawet inspiracją dla tytułu książki, wydanej w 2001 r. z inicjatywy ówczesnego proboszcza ks. Mirosława Cholewy.
Cieszył się również podczas udzielania Komunii św.: "Jak udzielał Komunii św., to bardzo często się uśmiechał, po prostu cieszył się, że ludziom daje Boga".
Cieszył się, gdy w 1965 r. mógł spędzić swoje ostatnie Święta Wielkanocne z parafianami, choć był już wtedy bardzo cierpiący. Na 2 tygodnie przed śmiercią żegnał się także uśmiechem. "Miał coś z odblasku nieba, szczęścia, odchodzenia w światłość, zanurzania się w Chrystusie" - wspominali znajomi ks. Alego.